Pielęgniarka, to tylko zawód?
Czy naprawdę tak mówią? Że praca pielęgniarki, to zawód, jak każdy inny? A i owszem. Zdarza się. Jednak mam zupełnie inne zdanie. Może dlatego, że należę do tzw. pokolenia "starych piguł" dla których liczyły się i nadal liczą takie emocje- słowa, jak empatia, uszanowanie, prawdziwa interakcja. Nie oznacza to jednak, że obecne pokolenie nie ma tych cech. Owszem ma, ale z moich obserwacji wynika, że albo dobrze się maskują, albo uznały, co jest równie mądre, że na pierwszym miejscu zawsze należy mieć na względzie własne dobro. Zarówno te psychiczne, jak i fizyczne. Ponieważ wbrew obiegowej opinii pielęgniarki bardzo dużo dźwigają. Dźwigają chorych. Czasem ponad własne siły, ale stają wkoło łóżka, i ręka w rękę unoszą ciało pacjenta ważące niejednokrotnie i 100 kg, a i 140 się zdarza, bo przecież nie napiszę tu o chudzinkach, bo te zazwyczaj nie sprawiają kłopotu, no chyba, że nie chcą by im pomagać, bo to również się zdarza. Dygresja... Czasem starsze, mocno schorowane osoby, wypatrujące raczej blasku światła anielskiego niż naszych czujnych spojrzeń, buntują się przeciw wszelkim zabiegom pielęgniarskim. Ileż to razy słyszałam niemal wykrzyczane z nerwem słowa: "Zostawcie mnie, pozwólcie mi umrzeć!" A tu niestety, nie ma takiej opcji.
A wracając do tematu...
Pielęgniarka, to nie tylko zawód. To ogrom empatii, potencjału umysłu, ciała, oddania. I nie ma znaczenia pokolenie to, czy tamto... Praca i związana z nią odpowiedzialność to obciążenie dla każdego pokolenia pielęgniarek, a od jakiegoś czasu i Ratowników Medycznych, Opiekunek Medycznych.
Każda z osób, która mniej lub bardziej świadomie wybrała TEN zawód z każdym dniem, tygodniem, miesiącem, a z czasem latami mierzy się również z własnymi ograniczeniami, akceptacjami sytuacji, w których niejednokrotnie jest NAWET obrażana. Tak, tak, obrażana i by byli to chorzy ludzie, to łatwo, prosto jest zrozumieć, wybaczyć, ale jak uporać się ze zniewagami, obrażaniem a często i jadem płynącym od rodzin? Nie wiem, choc może nie do końca tak jest...
Pracuję w tym zawadzie od ponad czterdziestu lat, i wierzcie mi, lub nie - nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nadal nie umiem poradzić sobie z tą emocją. Bo przecież całe 12 godzin skaczę niczym piłeczka na sznurku wkoło chorych, a tu w zamian obelgi. Nie oczekuję podziękowań, ale czy myślę i pragnę źle oczekując, a nawet żądając SZACUNKU? Nie sądzę.
Przez ponad 37 lat pracowałam jako pielęgniarka anestezjologiczna. Praca na oddziale Intensywnej Terapii i Reanimacji wiele mi uświadomiła. Zbyt wiele ukazała ludzikich oblicz. Najdziwniejsze, a zarazem najbardziej zaskakujące jest to, że ci schorowani, często na granicy życia i śmierci ludzie mieli, i mają nadal, w sobie tyle pokory, wdzięczności, ale nie ich bliscy.
Niewielki odsetek tych, co podziękują, uszanują do tych, co kręcą filmiki z ukrycia, nagrywają każdy twój ruch i często za plecami, na korytarzu udzielają rad innym odwiedzającym, jak to "szkolić pielęgniarkę". Jak jej dać do zrozumienia gdzie jest jej miejsce".
Tak, Kochani, tak. Tak to niestety bywa.
Oczekują od nas umiejętności kosmetyczki, manikiurzystki, pedikiurzystki, golibrody, fryzjera, a przy tym stają obok, patrzą i udzielają "rad".
Wtedy cisną mi się na usta słowa: "Gdzie ty byłeś, czy byłeś? Dlaczego twoja mama, tato, mąż ma odleżyny? Już ma. Leży na oddziale od dwóch dni, a ty oczekujesz cudu?"
Niestety niewielki odsetek ludzi, rodzin zajmuje się swoimi bliskimi, jak należy. W domu są bezradni, bez wiedzy. Nie mają pojęcia dokąd się udać o pomoc, ale w szpitalu, na oddziale to są tacy mądrzy.
Brzmi to z nutami goryczy? Tak, zgadza się.
Bo jakże inaczej mam na to reagować? Jak mam zmusić swoje serce, umysł, by zaakceptowało, uszanowało i pogodziło się z mniej lub bardziej jawnym prześladowaniem ze strony tych tak mocno zatroskanych ludzi?
Jakże często słyszałam i nadal słyszę:" Pani nie wie co to znaczy. Pani tego nie rozumie!"
I tu się mylą.. Cholernie mylą.
Wiem, nie powinno mieć to znaczenia, że mój mąż umierał na moich rękach, na raka, że ten sam los spotkał córkę, że dwójka pasierbów zginęła śmiercią tragiczną, że moją mamę znaleziono martwą pochyloną nad wanną....Że... do cholery, czy naprawdę muszę to tym "zatroskanym", mówić? Czy muszę, by zrozumieli, że wiem co przeżywają?
Nie muszę, i nie chcę.
Niezależnie od tego, co każda z nas, pielęgniarek, ratowników, czy opiekunek przeżyła, czy przeżywa, to jest i będzie jej prywatna sprawa, ale nawet gdyby jej, czy jego życie było usłane różami, to również nie będzie oznaczać, ŻE NIE ROZUMIE, ŻE NIE WSPÓŁODCZUWA, BO TO PRZECIEŻ ONA 12 GODZIN JEDNEGO DNIA, I KAŻDEGO KOLEJNEGO opiekuje SIĘ TYM CIERPIĄCYM, CZASEM NIEŚWIADOMYM WŁASNEGO ISTNIENIA, BYTU CZŁOWIEKIEM.
Rozumiemy, czujemy, współczujemy, ale musimy być profesjonalistami, musimy czerpać naszą siłę z mądrości, spokoju, opanowania, by móc pomagać. I nie są nam potrzebne podziękowania, ale zasługujemy na szacunek i nie dlatego, że zajmujemy się twoją, czy twoim bliskim, ale dlatego że też jesteśmy ludźmi. Mamy rodziny, czasem już nie, lub jeszcze nie, ale jedno jest pewne... Mamy serca we właściwym miejscu, i nazbyt często zaciskamy usta, by nie odpowiedzieć tak, jak na to zasługujesz... na słowa:
"Siostro, mama ma brudny pampers! Proszę natychmiast zmienić!"
Siostro, kroplówka się kończy. Proszę tu przyjść"
Siostro, proszę mamie umyć głowę"
Siostro, tatę trzeba ogolić i obciąć paznokcie"
Itd, itp.
Siostro... czas już to zakończyć!
Czy aby na pewno to leży w naszych kompetencjach?
Od ponad dwóch lat pracuję na SOR - szpitalnym Oddziale Ratunkowym... Myślicie, że jest inaczej?
Niestety nie.
Tu dopiero jest śledzenie... Pretensje, wyzwiska, obelgi. I to nie tylko od tych, co w ich żyłach oprócz krwi krążą im procenty. Nie tylko mężczyzn jest, to domeną. Kobiety, te dopiero są nieobliczalne pod wpływem... Aż wstyd.
Plucie, kopanie, to mało groźny dodatek, bywa pokąsanie, gryzienie, a raz dla odmiany oberwałam zakrwawioną podpaską...
Ale wiecie co chyba naprawdę muszę być niespełna rozumu, by nadal twierdzić, że kocham ten ZAWÓD, bo dla mnie to nie jest zawód, misja, a nawet powołanie, dla mnie to jest po prostu życie. Życie to, o które mogę zawalczyć. ŻYCIE to, o które na swój sposób troszczą się inni, ale to ode mnie, i mnie podobnych ludzi "medyków" tak często wiele zależy...
Wiecie, że modlimy się skrycie, bo każdy w coś wierzy, aby ten tam w górze... BÓG spojrzał na nasze wysiłki łaskawym okiem? By pozwolił nam uratować człowieka. Bo dla nas zawsze jest to czyjaś mamusia, tatko, babunia, dziadek.... ukochany bliski.
I naprawdę nie potrzeba nam bata nad głową. Filmowania z ukrycia, nagrywania telefonem, strofowania, bo nam ZALEŻY!
A jeśli trudno wam to zrozumieć, to niestety ja już na to nic nie poradzę, ale wiedzcie jedno, że pielęgniarka, to nie tylko zawód....
Marta
Dodaj komentarz